8000 km wokół Bałtyku – podróż przez Norwegię
Udostępnij
Wyruszyliśmy bez pośpiechu. Prom z Gdańska do Karskrony odpływa wieczorem. Mieliśmy cały dzień na tę krótką trasę do „Trójmiasta”, żeby się przygotować. Udało nam się nawet wpaść na szybką kawę w moim rodzinnym mieście.

Samochód spakowany bez problemu. Miejsca jest więcej niż wystarczająco dla wszystkich i wszystkiego. Żadnych sztywnych planów. Bez rezerwacji noclegów. Ani jednej sztywnej daty (poza biletem na prom). Tylko prosty kierunek: północ.
Trzy tygodnie później pokonaliśmy ponad 8000 km – Polska → Szwecja → Norwegia → Finlandia → Estonia → Łotwa → Litwa → powrót do domu. Pełna pętla wokół Morza Bałtyckiego, kierując się bardziej samą drogą niż planem.

Celem nie było szybkie przemieszczanie się z punktu A do B i zaliczanie pinezek. Chodziło o to, aby doświadczyć wszystkiego, co się wydarzy pomiędzy i skupić się na odkrywaniu Norwegii.
Jedź. Odkrywaj. Śpij tam, gdzie jest wystarczająco cicho, żeby usłyszeć wiatr. Powtarzaj.
Rytm powolnej podróży

Kiedy poruszasz się powoli, po krętych drogach, czas się rozciąga. Dni tracą strukturę, czas traci znaczenie – z wyjątkiem jednego, zegarka na twoim nadgarstku. Każdy dzień zaczynał się tak samo:
- otwórz drzwi i poczuj zapach poranka
- zagotuj wodę na kawę
- rozejrzyj się i doceń to, że znów obudziłeś się w zupełnie innym miejscu

Norwegia nagradza ten brak planowania. Gdziekolwiek się zatrzymaliśmy, zawsze znalazł się mały kemping ukryty w zapierającym dech w piersiach krajobrazie.
W Norwegii nie ma miejsc „wystarczająco dobrych”. Są tylko miejsca spektakularne. Ten kraj i krajobraz wyglądają, jakby stworzył go pisarz epickiej fantasy.
Norwegia to kraina stworzona do przygody
Krajobraz zmienia się szybciej, niż się spodziewasz.

Pewnego ranka, po krótkim spacerze, stanęliśmy u stóp lodowca Briksdal, otoczeni błękitnym lodem i ciszą… Mijaliśmy też wodospad, który zamieniał powietrze w deszcz, dzięki czemu mogliśmy podziwiać tęczę z każdej strony.

Tego samego dnia wybraliśmy się na kajaki po turkusowych wodach Oldevatnet, w których odbijały się góry otaczające jezioro.
I wszędzie – woda, w każdej możliwej postaci.
Kraina lodu
Fiordy przechodzą w śnieżne płaskowyże, a te – miejscami schodzą na dół jako lodowce. Każdy zakręt odsłania coś innego i bardziej dzikiego. Zawsze w zasięgu wzroku znajduje się jakiś wodospad.
Jedna przejażdżka – jeden dzień, z tej 8000-kilometrowej wyprawy, zabrała nas w podróż przy:
- Langfoss
- Latefossen
- Vøringsfossen
Każdy ww. wodospad jest inny. Każdy niezapomniany.

Następnego dnia przekroczyliśmy granicę lasu, pokonując najwyższą przełęcz górską Norwegii. I kolejna godzina powolnej podróży. Obserwowaliśmy narciarzy pod Galdhøpiggen. Po czym zjedliśmy obiad, siedząc w słońcu w Lom, obserwując ludzi zjeżdżających na tyrolce nad rzeką Bovra.
Norwegia sprawia, że czujesz się mały – w dobrym tego słowa znaczeniu.

Kraina Wody
Za wodospadami i fiordami dalej rozciąga się słynna Droga Atlantycka – asfaltowa wstęga wijąca się między wyspami. Następnie dotarliśmy do Saltstraumen, gdzie silne prądy pływowe tworzą wiry pod mostem.
Patrząc na nie, miałem wrażenie, jakbym wpatrywał się w bicie serca oceanu.

Deszcz miał towarzyszyć przynajmniej połowie dni spędzonych na północy. Zamiast tego, przez ponad 2 tygodnie doświadczyliśmy fali upałów z temperaturą 30°C. Nawet w Tromsø. Rzadki prezent od pogody. Przypomnienie: najlepsze podróże to te, na które nie masz wpływu.
Kraina izolacji
Im dalej jechaliśmy na północ, tym mniej ludzi spotykaliśmy. Góry zmieniały się – z łagodnych grzebietów w ostre, alpejskie szczyty, a potem znów w łagodne stoki.

Tromsø wydawało się ostatnim przyczółkiem cywilizacji. Dalej już tylko droga, pustkowia, płaskowyżej, wodospady, potoki, renifery i słońce o północy.
W lipcu słońce nigdy nie zachodzi. Całkowicie tracisz poczucie czasu. Tylko zegarek pozwala ci utrzymać równowagę w cyklu dnia i nocy.
I przez przypadek... jadąc inną, mniej uczęszczaną drogą. Udało nam się dostrzec rodzinę delfinów w małej zatoczce niedaleko Havøysund. Coś zupełnie nieoczekiwanego... do wykreślenia z listy marzeń – zobaczenie tych stworzeń na wolności.
Dotarcie do Nordkapp
Nordkapp nie jest celem „zdobycia czegoś ekstremalnego”. To klif i... horyzont, który nie przejmuje się tym, że pokonałeś 4000 km, żeby do niego dotrzeć.

Po naszym przybyciu:
- gęsta mgła,
- zimny wiatr,
- widoczność: od pięciu do dziesięciu metrów.

Czekaliśmy. I nagle niebo się otworzyło i znikąd wyłonił się ikoniczny glob. Przez chwilę mieliśmy wrażenie, że dostaliśmy 15 minut światła się tylko dla nas. Tyle że pod klifem – było inne morze: morze chmur.

Dlaczego te rodzinne wakacje są ważne dla marki Nadir
Nadir nie został zaprojektowany przy biurku. Został zaprojektowany w podróży. To osobisty projekt, którego sercem jest przygoda. Jakakolwiek.
Niezawodne narzędzie do wykorzystania. Najlepiej czuje się kiedy:
- deszcz pokrywa na szafirowe szkiełko
- jest trochę błota na obudowie
- kurz na pasku
- zadrapania, które skrywają historie i pełnią rolę pamiętnika

Zegarek nie zyskuje charakteru w pudełku. Charakter zyskuje na nadgarstku.
A w miejscu, gdzie słońce nigdy nie zachodzi, zegarek staje się czymś więcej, niż tylko narzędziem.

Norwegia przypomniała mi, że przygoda nie jest głośna. Czasami to po prostu: woda gotująca się na kuchence turystycznej, mgła unosząca się nad horyzontem, śmiech całej ekipy w samochodzie.
Mój cel pozostaje niezmienny: tworzyć zegarki, które sprawdzą się w podróży. Norwegia była ostatnim testem prototypów nowego GMT, które zostały zaprezentowane wkrótce po powrocie.

I zegarek, który cicho rejestruje każdą sekundę i każdy moment. I myślę... że przy okazji znalazłem tam rónież nazwę kolejnego modelu, który mam w głowie. Na cześć jednego z ikonicznych szczytów Norwegii.
Dziękuję, że wyruszyłeś ze mną w tę podróż.
Bart
Jeszcze kilka...











